piątek, 4 października 2013

Bartosz Gardocki "Oczy Wuja Sama"


Literatura podróżnicza definitywnie jest jednym z moich ulubionych typów książek. Czytając takie pozycje, mam poczucie, że choć na chwilę mogę przenieść się w miejsca, gdzie chciałabym się znaleźć, a które z różnych względów są na razie poza moim zasięgiem. Lubię również wracać myślami do miejsc, które już udało mi się odwiedzić, gdzie spędziłam miło czas w gronie rodziny lub przyjaciół. Wielką przyjemność sprawia mi także odkrywanie nieznanych szerzej zagadnień dotyczących podróży, jakim jest np. tanatoturystyka (zainteresowanych odsyłam do książki autorstwa Doma Joly'ego pt. Witamy w piekle [KLIK]). Tym razem postawiłam na Stany Zjednoczone Ameryki, by dowiedzieć się, czy rzeczywiście jest tam tak, jak śpiewa T.Love w piosence Stany [KLIK].






Autor: Bartosz Gardocki
Tytuł: Oczy Wuja Sama
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 476
Moja ocena: 9/10

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę tej książki, wiedziałam, że chcę ją jak najszybciej przeczytać. Przywiodła mi na myśl obłędne oldskulowe samochody, takie jak Ford Mustang, Chevrolet Camaro, Chevrolet Impala czy Pontiac. Gdy popatrzymy nieco dłużej, w tle dostrzeżemy mały domek, przypominający czasy Dzikiego Zachodu oraz kowbojów. Nie wspomnę już o tytułowym Wuju Samie, którego podobizna jest już jednym z symboli Ameryki. To, że nazwisko autora nic mi nie mówiło, nie miało dla mnie znaczenia, bo i tak wkrótce dowiedziałam się, kim jest Bartosz Gardocki. Wesoły dwudziestoparolatek, z wykształcenia prawnik, laureat kilku konkursów dziennikarskich. Na co dzień zajmuje się PR-em, a w wolnym czasie podróżuje po świecie. Oczy Wuja Sama to jego relacja z podróży po Stanach, za którą otrzymał I miejsce w Polsce w konkursie na najlepszy reportaż, przyznane przez magazyn National Geographic Traveler. 

Już od pierwszych słów możemy odczuć bijącą z książki osobowość autora - jego ciekawość świata, humor, inteligencję i radość z niewielkich rzeczy. Podczas trwającego parę miesięcy pobytu w Stanach, Bartosz i jego przyjaciele odwiedzają Nowy Jork, San Francisco, okolicę jeziora Tahoe, gdzie przez jakiś czas pracują w kasynie w South Lake Tahoe, Salt Lake City, Las Vegas, Yumę na granicy z Meksykiem, San Diego, Los Angeles oraz mnóstwo innych ciekawych miejsc po drodze, prowadzącej przez liczne stany. Sporą część reportażu zajmują zachwyty nad bogactwem przyrodniczym Ameryki, dzięki wizytom w parkach narodowych Yosemite, Death Valley (w tym przypadku raczej jej brak, bo to wielka pustynia ;)), Grand Teton, Yellowstone, Arches, Bryce Canyon, Zion oraz Grand Canyon. 

Język, jakim posługuje się Gardocki jest prosty, co pasuje do gawędziarskiego stylu książki. Dzięki temu każdy, niezależnie od wieku jest w stanie zrozumieć, co chodziło mu po głowie, kiedy opisywał swoje przeżycia. Często wtrąca do tekstu sformułowania potoczne lub zapożyczone z języka angielskiego, ale to nie przeszkadza, a wręcz dodaje specyficznego smaczku tej relacji. I w 99% przypadków wyjaśnia te wtrącenia, więc osoby nie mające styczności z tego typu wyrażeniami nie będą miały problemów ze zrozumieniem przekazu. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się bardzo łatwo, szybko i z ogromną przyjemnością.

Dlaczego tak wysoko oceniłam Oczy Wuja Sama? Powodów jest mnóstwo! Przede wszystkim za ładne wydanie z ilustracjami i bogactwem zdjęć, które zapierają dech w piersi, wykonanymi przez autora lub jednego z jego przyjaciół, Jakuba Replewicza. Następnie za imponującą liczbę historyjek i anegdot, przytaczanych przy każdej możliwej okazji, a z których można dowiedzieć się wielu ciekawostek o różnych miejscach odwiedzanych przez Gardockiego. Wielkim atutem jest również to, iż książka pokazuje, że studenckie wakacje w Stanach nie muszą równać się jedynie rundce po Big Apple, LA z Hollywood, plażach Miami i obowiązkowym Kac Vegas w Mieście Grzechu. 

Jest to niezaprzeczalnie bardzo dobra pozycja, choć niektórym może nie podobać się entuzjazm autora, który widoczny jest w każdym z rozdziałów. Ale jeśli chcecie dowiedzieć się jak wygląda praca w kasynie, co robią dawni znajomi Johna Lennona w Central Parku, co ma wspólnego pewien Polak z wodzem Siuksów, Szalonym Koniem, w którym stanie czas zatrzymał się sto lat temu, skąd wzięła się postać Wuja Sama lub po prostu interesują Was podróże, to czym prędzej poszukajcie tej książki! Naprawdę warto! :)


                                  

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Super! Cieszę się, że udało mi się zainteresować Cię tą książką :)

      Usuń
  2. Od razu widać, że to pięknie wydana książka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest świetna, bo ilością zdjęć przypomina nieco album :)

      Usuń
  3. Mi akurat okładka się nie podoba i prawdę mówiąc nie sięgnęłabym po tę książkę bez czyichś rad :) Może jednak się skuszę? Stany Zjednoczone bardzo lubię ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do sięgnięcia, bo warto, a okładkę zawsze można czymś obłożyć, np. gazetą :D

      Usuń

Dziękuję za poświęcony mi czas, na każdy z komentarzy postaram się odpowiedzieć.
Pozdrawiam serdecznie!