poniedziałek, 22 lipca 2013

Reyes Calderón "Zbrodnie liczby pierwszej"

Pamiętacie co wydarzyło się w dobrze znanej powieści autorstwa Umberto Eco? Tak, mam na myśli Imię róży. Jeśli ją czytaliście lub choćby o niej słyszeliście, to wiecie, że chodziło o tajemnicze morderstwa w pewnym opactwie benedyktyńskim, których wyjaśnienia podjął się franciszkanin, Wilhelm z Baskerville. Wydarzenia te, miały miejsce w XIV wieku i można by uważać, że to wina okrutnej średniowiecznej rzeczywistości. Znacie takie powiedzenie, że historia lubi się powtarzać? Jeśli nie, to przekonajcie się sami, że czasy morderstw na dostojnikach kościoła jeszcze nie minęły.

środa, 17 lipca 2013

Filmowe podsumowanie #1

Witajcie i wybaczcie dłuższą przerwę w dodawaniu postów, która spowodowana była kilkoma sprawami, niezależnymi ode mnie. Na dziś przygotowałam zestawienie 10 filmów, które miałam okazję ostatnio obejrzeć. Nie będzie to w żadnym stopniu ranking, ale jedynie krótkie podsumowanie. Gotowi? Zaczynamy!


Tytuł: Rozmowy nocą
Reżyseria: Maciej Żak
Data premiery: 14 lutego 2008
Obsada: Magdalena Różczka, Marcin Dorociński, Weronika Książkiewicz, Roma Gąsiorowska
Czas trwania: 95 minut
Moja ocena: 4/10

Krótko mówiąc, bida z nędzą. Dystrybutor reklamuje film jako "prawdziwy i zabawny portret pokolenia singli z wielkiego miasta". Nie mam pojęcia, w którym momencie miało być śmiesznie, bo chyba nie zaśmiałam się ani razu. Nie przekonała mnie Różczka (chyba mam do niej jakąś awersję), nie podołał roli Dorociński. Choć pomysł był całkiem dobry, tutaj coś definitywnie nie zaiskrzyło.


Tytuł: Pręgi
Reżyseria: Magdalena Piekorz
Data premiery: 15 września 2004
Obsada: Michał Żebrowski, Jan Frycz, Agnieszka Grochowska, Wacław Adamczyk, Borys Szyc
Czas trwania: 91 minut
Moja ocena: 8/10

Ciężkie, ale cholernie dobre polskie kino. Scenariusz do filmu napisał Wojciech Kuczok na motywach swojej powieści pt. Gnój, z którą muszę się wkrótce koniecznie zapoznać. Jan Frycz genialny w roli ojca-sadysty, Michał Żebrowski również pokazał klasę, grając okaleczonego wewnętrznie, choć dojrzałego zewnętrznie człowieka. Ten film trzeba koniecznie zobaczyć! Ku przestrodze.

czwartek, 11 lipca 2013

Czas na serial: "Sześć stóp pod ziemią"

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak wygląda praca w domu pogrzebowym? Jak wygląda życie prywatne pracowników takiego przedsiębiorstwa? Jakie są ich problemy, zmartwienia, troski? Co przynosi im chwilę oddechu, co sprawia radość? I przede wszystkim, jak sobie radzą z wszechobecną w ich zawodzie śmiercią? Odpowiedzi na te i wszystkie inne pytania znajdziecie, oglądając nie najmłodszy już serial produkcji amerykańskiej, Sześć stóp pod ziemią.

piątek, 5 lipca 2013

Muzyczne odkrycia: xxanaxx


Mówi się, że polska scena muzyczna ma się coraz gorzej. Może i jest to prawda, bo zalewa nas fala piosenkarek, które potrafią śpiewać tylko jeden hit i to z playbacku lub zespołów "sezonowych", o których jest głośno tylko przez chwilę. Jednakże opinia ta odnosi się raczej do komercyjnej części rodzimych twórców. Bo ci niszowi dają sobie radę. I to bardzo dobrze.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Roald Dahl "Charlie i fabryka czekolady". Książka, film, musical.


Autor: Roald Dahl
Tytuł: Charlie i fabryka czekolady
Tytuł oryginalny: Charlie and the Chocolate Factory
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 190
Moja ocena: 6,5/10

Książki, które czytamy jako dzieci, mają ogromny wpływ na to, jak ukształtuje się nasz dojrzały gust czytelniczy. Jeśli się nam spodobają, to będziemy do nich wracać z mniejszym lub większym sentymentem, a jeżeli nie, to często wiąże się to z małą traumą. W przypadku książek Roalda Dahla mamy do czynienia raczej z pozytywnym wpływem na młodych czytelników. Myślę, że niejeden z nas czytał lub chociażby słyszał o takich pozycjach jak Matylda, Wielkomilud, Fantastyczny pan Lis czy wreszcie Charlie i fabryka czekolady. Zwłaszcza ta ostatnia jest szczególnie znana za sprawą dwóch ekranizacji, ale o tym za chwilę.

Bohaterem tej książki jest Charlie Bucket, chłopiec pochodzący z biednej rodziny, który tylko raz w roku, w swoje urodziny, może sobie pozwolić na kupno czekolady pana Wonki. To nie jest byle jaka czekolada, tylko najlepsza, najsmaczniejsza czekolada na świecie. A kiedy okazuje się, że ekscentryczny twórca niezwykłych smakołyków ukrywa w opakowaniach Złote Talony - bilety, które pozwolą pięciu szczęśliwcom zwiedzić wspaniałą fabrykę słodyczy Wonki - jej wartość jeszcze bardziej wzrasta. Niesłychanym zrządzeniem losu, nasz bohater również znajduje jeden z nich i razem z czwórką pozostałych dzieci wkracza do słynnej fabryki. Wówczas przenosimy się do niezwykłego, nieprawdopodobnego świata, który do tej pory istniał tylko w naszej wyobraźni.

Zwiedzając fabrykę czekolady razem z dziećmi, przeżywamy wspaniałą przygodę. Liczne wynalazki, kolory, smaki i zapachy słodkości, to wszystko przyprawia nas o mały zawrót głowy. Okazuje się, że naszym małym bohaterom również niełatwo jest się w tym wszystkim odnaleźć, bo na każdym kroku czai się coraz więcej pysznych pokus, a zasadę "niczego nie dotykać", narzuconą przez pana Wonkę, bardzo łatwo jest złamać pod wpływem impulsu. Jak poradzą sobie wystawieni na próbę 9-latkowie? Odpowiedź znajdziecie w książce.

Jeśli jednak macie mniej czasu lub bardziej przemawia do Was obraz, niż słowo pisane, proponuję dwie ekranizacje Charliego i fabryki czekolady.

Tytuł: Charlie i fabryka czekolady
Tytuł oryginalny: Charlie and the Chocolate Factory
Reżyseria: Tim Burton
Data premiery: 10 lipca 2005
Aktorzy: Johnny Depp, Freddie Highmore, Helena Bonham Carter, Deep Roy, David Kelly
Czas trwania: 115 minut
Moja ocena: 8/10

Zacznijmy od najnowszej, w reżyserii Tima Burtona. Fabuła nie odbiega znacznie od wersji książkowej, choć w filmie znalazło się parę scen, których brak w pierwowzorze. Są to sceny dotyczące dzieciństwa pana Wonki oraz postaci doktora Wonki, ojca Willy'ego. Postać ojca została stworzona na potrzeby filmu, by dodać nieco rodzinnej historii Willy'emu Wonce. Natomiast scena, kiedy mały Willy nosi ogromny aparat na zęby jest nawiązaniem do dzieciństwa Tima Burtona i nie ma żadnego związku z książką.

Film został świetnie zrealizowany. Można by pomyśleć, że ogromna jego część to efekty komputerowe, ale to nie do końca prawda. Dla przykładu czekoladowa rzeka i wodospad w fabryce Wonki są prawdziwe, tyle że zrobione ze sztucznej czekolady. Lizaki na drzewach, cukierkowe trzciny i miętówki zrobiono z prawdziwych słodyczy. Do reszty jednak użyto animacji, co może i sprawia wrażenie pójścia na łatwiznę, ale za to jak się prezentuje na ekranie :) Aktorsko również nie mam nic do zarzucenia - Freddie Highmore wypadł świetnie jako skromny, nieco nieśmiały Charlie, a Johnny Depp jako Willy Wonka również zachwycający, choć jego postać w filmie wydaje się bardziej spokojna, niż książkowy oryginał. Ogromne słowa uznania należą się Deep'owi Royowi, który wcielając się w Oompa Loompa zagrał każdego z nich oddzielnie, powtarzając te same ruchy setki razy. Dodatkowym smaczkiem jest pojawienie się Heleny Bonham Carter w roli mamy Charliego.

Mnie ta ekranizacja bardzo się podobała. Byłam wręcz oczarowana inwencją twórców w kreowaniu fabryki Wonki, a po skończonym seansie przez jakiś czas nuciłam piosenki wykonywane przez Oompa Loompa :) A teraz cofniemy się parę dekad wcześniej, kiedy to świat ujrzał pierwszą ekranizację książki Roalda Dahla.


Tytuł: Willly Wonka i fabryka czekolady
Tytuł oryginalny: Willy Wonka & the Chocolate Factory
Reżyseria: Mel Stuart
Data premiery: 30 czerwca 1971
Aktorzy: Gene Wilder, Peter Ostrum, Jack Albertson
Czas trwania: 100 minut
Moja ocena: 7/10

Mało kto o tej wersji słyszał, jeszcze mniej osób ją widziało. Przyznam się szczerze, że ja również należałam do tej grupy, dopóki nie zobaczyłam w telegazecie napisu "Willy Wonka", a obok dopisku "musical". To mnie nieco zbiło z tropu, ale z ciekawości obejrzałam i nie żałuję.

Historia opowiedziana w filmie znów jest taka sama, jak w książce. Tym razem nie ma żadnych innowacji, żadnych dodanych scen czy postaci. Pewnie stało się tak ze względu na to, że scenariusz pisał sam autor, Roald Dahl. Przeniesienie książki na ekran okazało się udanym zabiegiem, o czym świadczą 3 nominacje do Oscarów w 1972 roku (najlepsza muzyka, najtrafniejsza adaptacja, oryginalny dobór muzyki) oraz nominacja do Złotych Globów w 1972 roku dla najlepszego aktora musicalu dla Gene'a Wildera.


Gene Wilder jako Willy Wonka
Jak to zwykle bywa w przypadku starych filmów, ten również ma specyficzne dla tamtych czasów cechy. Wiadomo, nie było tak wysoko rozwiniętej technologii, o komputerowej animacji już nie wspominając. Możemy dokładnie zaobserwować na ekranie druciki, rurki czy inne sznurki pomagające uzyskać liczne efekty specjalne. Ale czy przez to film z 1971 roku jest gorszy od wersji z 2005 roku? Nie! A to dzięki głębi, którą bardziej widać właśnie w starszej ekranizacji. Widać przesłanie, jakie niesie również książka: nie da się wszystkiego kupić za pieniądze, a jedynie byciem uczciwym i prostolinijnym mamy szansę na spełnienie swoich marzeń. Ogromnym plusem są również piosenki wykorzystane w tym filmie, choćby dobrze znane "Pure imagination", wychwalające siłę naszej wyobraźni.

Wersja musicalowa również bardzo mi się podobała, choć wydaje się nieco bardziej mroczna. Ma taki nieuchwytny, trudny do zdefiniowania klimat, znacznie różny od wesołej i kolorowej wersji Tima Burtona. Więc jeśli jej jeszcze nie widzieliście, to macie szansę na wyrobienie sobie własnej opinii na jej temat :)