poniedziałek, 22 lipca 2013

Reyes Calderón "Zbrodnie liczby pierwszej"

Pamiętacie co wydarzyło się w dobrze znanej powieści autorstwa Umberto Eco? Tak, mam na myśli Imię róży. Jeśli ją czytaliście lub choćby o niej słyszeliście, to wiecie, że chodziło o tajemnicze morderstwa w pewnym opactwie benedyktyńskim, których wyjaśnienia podjął się franciszkanin, Wilhelm z Baskerville. Wydarzenia te, miały miejsce w XIV wieku i można by uważać, że to wina okrutnej średniowiecznej rzeczywistości. Znacie takie powiedzenie, że historia lubi się powtarzać? Jeśli nie, to przekonajcie się sami, że czasy morderstw na dostojnikach kościoła jeszcze nie minęły.



Autor: Reyes Calderón
Tytuł: Zbrodnie liczby pierwszej
Tytuł oryginalny: Los crímenes del número primo
Wydawnictwo: MUZA SA
Liczba stron: 560
Moja ocena: 6/10

Zacznijmy od tego, że doktor Reyes Calderón nie zajmuje się literaturą na co dzień. Jest wykładowcą i pierwszą wicedziekan na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Przedsiębiorczości Uniwersytetu Nawarry, posiada tytuł doktora ekonomii i filozofii, a od działalności akademickiej odpoczywa, pisząc powieści kryminalne. Jedną z nich są Zbrodnie liczby pierwszej.

Akcja książki ma miejsce w czasach nam współczesnych, głównie na terytorium hiszpańskiej Nawarry. Tam, w małej pustelni, policja odnajduje ciała zamordowanych ze szczególnym okrucieństwem dwóch wysokich dostojników hiszpańskiego Kościoła - opata klasztoru benedyktynów w Leyre oraz arcybiskupa Pampeluny. W pobliżu zwłok znajdują się także worek z dużą sumą pieniędzy i antyczna relikwia. Jak się okazuje, kilkanaście godzin wcześniej, ów arcybiskup otrzymał przedziwną przesyłkę - małe pudełko w kształcie trumny z ludzkim palcem w środku. Wszystkie te zdarzenia dają początek śledztwu prowadzonemu przez sędzię Dolores "Lolę" MacHor. Pomagać będą jej dwaj mężczyźni - dawny przyjaciel Juan Iturri, inspektor Interpolu oraz brat Fermin Chocarro, nowicjusz z opactwa w Leyre, a niegdyś uznany matematyk. Lola musi się jednak pośpieszyć, gdyż morderca planuje kolejną zbrodnię, ale nie wiadomo na kim tym razem się zemści. Zadanie jest jeszcze trudniejsze, gdyż jednym z niewielu tropów, jakimi dysponuje pani sędzia jest tajemnicza liczba pierwsza.

Fabuła skupia się głównie na tytułowych zbrodniach i dochodzeniu do prawdy, które dzięki szczegółowemu śledztwu sędzi MacHor trochę ciężko jest przełknąć. Jednakże pojawia się także parę innych wątków, na które warto zwrócić uwagę. Przede wszystkim problem kryzysu wiary jest dość szeroko omówiony. Ze względu na prowadzoną akcję, autorka wspomina o problemie satanizmu, który okazuje się być dość powszechny w Hiszpanii -  w sieci znalazłam informację, iż Jose Antonio Fortea, egzorcysta i demonolog, twierdzi, że liczba sekt satanistycznych przekroczyła już 100, z czego w samym Madrycie i okolicy ma być aż 30. Oprócz tego sama postać Loli MacHor jest dość szczególna. Kobieta deklaruje się katoliczką, aczkolwiek nie wierzy we wszystkie dogmaty Kościoła, a niemal wszyscy pojawiający się w śledztwie księża doprowadzają ją do pasji. Zupełnym przeciwieństwem jest tutaj mąż sędziny, Jaime, który jest "dobrym duchem" powieści i szczerze wierzącym katolikiem. Kolejnym ciekawym wątkiem jest relacja pomiędzy Lolą a Juanem Iturrim. Choć kobieta mówi tylko o przyjaźni, od razu można wyczuć, że darzy inspektora nieco głębszym uczuciem. Nieraz zdaje sobie sprawę z tego, że ich rozmowy zakrawają o flirt, co w jej przypadku nie powinno być w ogóle możliwe, bo przecież ma dzieci i kochającego męża w domu. Nie zdradzę jednak jak zakończą się losy tej dwójki, a będą bardzo burzliwe.

Styl jakim posługuje się Reyes Calderón nie wszystkim przypadnie do gustu, to jest pewne. Autorka tworzy bardzo szczegółowe opisy, co czasami staje się ogromnie męczące dla czytelnika. Często też powtarza dokładnie te same informacje, choć ujmuje je trochę inaczej. Najbardziej widoczne jest to w rozmowach bohaterów. Dla przykładu, Lola rozmawia z trzema osobami o pewnym szczególe dotyczącym śledztwa i choć w dialogu nie pada nic, co zapewniłoby nowe spojrzenie na sprawę, musi on być przeprowadzony w całości. Takie sytuacje mnie bardzo irytowały, bo gdyby nie takie nieustanne powtórki, książka byłaby o wiele krótsza i płynniej by się ją czytało. 

Historia sama w sobie jest bardzo ciekawa i kiedy śledztwo w końcu rusza z kopyta po niesamowicie długim wstępie, książkę czyta się z zapartym tchem. Dodatkowo, niemal do samego finału trwamy w nieświadomości, kim jest tajemniczy zbrodniarz i czym się kieruje, wybierając swoje ofiary, co jest ogromnym atutem. Żałuję jednak, że tak słabo został rozwinięty pomysł z symboliką liczb, gdyż dzięki niej fabuła wiele zyskałaby na atrakcyjności. Kto wie, może byłby z tego kolejny bestseller na miarę Kodu Leonarda da Vinci Dana Browna? 

6 komentarzy:

  1. Chyba się jednak nie skuszę.

    in-corner-with-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, choć rozumiem. Każdy ma inny gust. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Wydawać by się mogło, że w książce o takim tytule symbolika licz powinna być kluczowa. Zdecydowanie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Symbolika to zdecydowanie największe rozczarowanie w tej książce. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. No nawet mi nie przypominaj, że jeszcze nie czytałam Eco :)) Ale tak serio - niezłe połączenie u autora: ekonomia, filozofia i zbrodnie? Brzmi ciekawie, a ciekawi ludzie najczęściej piszą świetne książki. Szkoda tylko tej symboliki - po tytule liczyłam na to, że temat będzie bardziej rozwinięty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do czytania Eco chyba trzeba czuć natchnienie, bo niełatwo się czyta. Może swojego jeszcze nie poczułaś? :) Owszem, książka była ciekawa, ale na razie nie sięgnę po kolejną pióra Calderón. Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za poświęcony mi czas, na każdy z komentarzy postaram się odpowiedzieć.
Pozdrawiam serdecznie!